Lena:
Dzień tysiąc razy lepszy od poprzedniego. Igor... co za piękne imię. Jedyne piękniejsze jakie kiedykolwiek słyszałam to Allan. Tak nazywa się mój pięć lat starszy brat. Ponad pół roku nie spotkaliśmy się, ponieważ dostał pracę we Włoszech. Musiałam do niego zadzwonić.
*Elenka? Cześć sister! - przywitał mnie radośnie.
*Lena, przyzwyczaj sie do tego imienia. - zażartowałam. - Co u ciebie słychać?
*Wszystko ok, a u ciebie? Jak idzie prowadzenie sklepu? Układa ci się z Pati?
*Wow, ile pytań. Chcesz wiele wiedzień. - uśmiechnęłam się sama do siebie. - No to tak. U mnie wporządku, w sklepie też dobrze, co raz więcej klientów i co raz mniej pracowników. Tak, wiesz, że Julian zrezygnował, bo jest z tobą we Włoszech, a Patrycja przeprowadziła się do Ameryki. Zostałam sama przy kasie, ale czasem Anastazja mi pomaga, no wiesz, ta moja przyjaciółka.
*Współczuję ci, biedaszka. Pracujesz teraz dwanaście godzin...
*Trzynaście - poprawiłam go.
*No to jeszcze gorzej. Dobra, daj mi coś powiedzieć. Mam dwa zaskakująco dobre fakty. Po pierwsze - kupiłem bilety do Polski i już za cztery dni sie zobaczymy!
*Świetnie! - bardzo się ucieszyłam.
*Ostatnia rzecz - żenię się.
*Na prawdę? To wspaniale! Z kim? Kiedy? W Polsce? - zasypałam go pytaniami.
*Jeszcze w tym tygodniu ci wszystko opowiem. Muszę kończyć, właśnie dojechałem do hotelu. Pa, pa! - pożegnał się.
*Do zobaczenia.
I kolejna wspaniała rzecz. Allan wraca do mnie, Igor mnie zna i chyba mnie lubi, Anastazja zgadza się pomagać mi w pracy, a czasem nawet mnie wyręczać. Kocham życie.
Igor:
Po odniesieniu zakupów do domu postanowiłem wybrac sie jeszcze na chwilę do studia. Było to miejsce dla takich amatorów jak nasza czwórka: mnie, Kuby, Filipa i Emilii. Spędzaliśmy tam prawie każdy dzień, cieszyłem sie z każdej sekundy przebywając w pokoju nagrań. Dziś jednak każda setna sekundy mnie uszczęśliwiała, nawet po za studiem. Nie musiałem dotknąć ukochanej gitary żeby się uśmiechnąć. Wystarczyło iść z myślą, że ją poznałem.
Przeszedłem przez próg. Przy perkusji siedział Filip, a klawisze na keyboardzie naciskała Emilka. Znowu, po raz tysięczny tego dnia, uśmiechnąłem się, tym razem do przyjaciół.
- Hej, a co ty taki zaczerwieniony? - Emilia szyderczo się uśmiechnęła.
- Przestań. - dotknąłem moich policzków. - Na 100 % się nie zarumieniłem.
- Zgadzam się z Emi. Trochę to ty bordowy jesteś. - dodał Filip.
- Ćwiczymy? - zmieniłem temat.
- Kuby nie ma, ale możemy spróbować bez wokalu. - powiedział Filip.
- Ja mogę śpiewać. - zaproponowała Emilia.
Naprawdę miała piękny głos. Cała była cudowna. Nigdy jednak się w niej nie zakochałem. Zawsze była dla mnie najlepszą przyjaciółką. Nasz zespół składał się tylko z czwórki przyjaciół. Nie było w nim żadnego rodzeństwa i par. Tak było nam łatwiej, nikt nikogo nie wybierał i nie preferował. Obiecaliśmy sobie kiedyś, że zawsze, cokolwiek by się nie stało, nasza przyjaźń będzie najważniejsza. Dziś ciągle myślałem o Lenie, ale nie będę jej wywyższać ponad zespół. Takie było moje postanowienie. Musiałem się go trzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz